środa, 26 listopada 2014

Rozdział XVI - Dzień Rozmyśleń.

Zaczyna uciekać, a ja go gonić. Boby ma przewagę - gdy go zauważyłam był bardzo daleko, ale dzięki swojej masie jest powolny i raczej nikomu nie ucieknie. Zza pasa wyciągam połyskujący w świetle słońca nóż, by w każdej chwili móc nim rzucić i zlikwidować cel. Działam, jak robot wychowany przez Kapitol. Robię to co chcą - zabijam. Chciałabym od tego uciec - nie mogę. Jestem w pułapce, z której nie da się wyjść. W pułapce, która się zamyka, która niedługo mnie zniszczy. Kiedy jestem wystarczająco blisko przeciwnika, rzucam nożem w jego plecy. Ten zwalnia, zatrzymuje się, po czym upada na ostre kamienie. Jego głowę przebija jakiś zaostrzony głaz i już po chwili słyszę wystrzał armatni obwieszczający śmierć trybuta z Trójki. Wyciągam nóż z martwego i już mam wyryć na jego policzku dwójkę, gdy powracam dawna ja. Ta uśmiechnięta i dobra dla innych. Odchodzę - znudzona i zmęczona.
Gordon, ja, Oscar, Candy. Została nas zaledwie garstka - czwórka młodych ludzi, którzy walczą o powrót do domu. O życie, które już nigdy nie będzie takie samo.
Z plecaka wyciągam jego zdjęcie. Z rezygnacją patrzę w przestrzeń. Mogę do niego już nigdy nie wrócić, wszyscy to wiedzą.
***
Na tegorocznych Igrzyskach walczyć będzie moja koleżanka - Trixie. Przyjaźnimy się od dziecka i nie chcę jej stracić. Jednak tak wybrała głupia, a tak wiele znacząca karteczka.
Trybuci wjeżdżają na arenę. Tegoroczna jest śnieżna - wszędzie są warstwy śniegu. Ruszają. Trixie ma sojusz z innymi zawodowcami, więc ma dużo większe szanse na zwycięstwo. Dziewczyna chwyta krótki miecz i przebija nim ciało dwunastolatki z szóstki. Krew tryska na jej twarz, a mi robi się szkoda tej dziewczynki. Jednak Trixie jest ważniejsza i muszę na nią stawiać. Koleżanka jest bardzo wredna dla swoich przeciwników, nie ma litości. Jakiś czternastolatek z Szóstki, chwyta swoją dziewczynę w tym samym wieku i z tego samego dystryktu i zaczyna z nią uciekać, jak najdalej od rzezi. Gdy chwytają dwa plecaki i dwa małe noże, dziewczyna z Jedynki podrzuca Trixie dwa lśniące noże, którymi Trix rzuca i trafia idealnie - w dwie głowy zakochanych. Dziewczyny pokazują sobie, że wszytko w porządku i walczą dalej. Chłopak z Czwartego dystryktu, najsłabszy zawodowiec, dwunastolatek, chowa się między skrzyniami. Starsza koleżanka z jego dystryktu, chwyta go za chabety i rzuca pod Róg Obfitości. Walka słabnie, jednak kilka osób próbuje jeszcze zaopatrzyć się w potrzebne do przeżycia rzeczy.
- Dan, co mam z nim zrobić?! - krzyczy. - Nie chce zabijać i chowa się między skrzyniami!
- Zabij. Po co nam on! - syczy chłopak z Jedynki.
- Nie... Damy go na pożarcie potworom w razie czego. - dodaje dziewczyna z Pierwszego.
- Zgadzam się z Peterem. - wtrąca Trixie.
- |Pierwsza i ostatnia opcja! - odpowiada chłopak z Dwójki.
W następnej chwili na arenie roznosi się wielki krzyk i chłopak zostaje dźgnięty w serce. Nożem. 
***
Ja wiem, że nie dam sobie z nimi rady. Oscar i Gordon są zbyt silni, a Rose jest szybka i wysportowana. Perfekcyjnie rzuca nożami - nigdy nie chybi. Obserwowałam ich przez jakiś czas. Naprawdę szkoda mi jej. Straciła najlepszą przyjaciółkę - tą blondynkę z Jedynki. Związuje włosy w dwa, krótkie warkocze i chwytam jabłko, które dostałam z plecaka na uczcie. Na kartce było napisane, że jest one zatrute, więc mogę je do jakiegoś celu wykorzystać. W Dystrykcie Dwunastym czeka na mnie moja młodsza siostra oraz tata. Mama została zabita przez Strażnika Pokoju podczas ratowania jakiegoś chłopca, który otrzymał karę chłosty. Chciała temu zaprzeczyć, więc stanęła między strażnikiem, a dziesięciolatkiem i sama otrzymała kilka ciosów batem w głowę. Zmarła na skutek zadanych obrażeń. Zginęła, jak prawdziwa bohaterka.
A ja chcę być razem z nią. Więc niech ta chwila nastanie teraz. Nie chcę, żeby zabił mnie inny trybut - co jest nieuniknione. Chyba, że zabiję się sama. 
Chwytam zatruty owoc, Po chwili czuję silne zawroty głowy. Łapię się za czoło, upadam na ziemię. Z moich ust wydobywa się piana. Trzęsę się. Oczy same mi się zamykają. Czuję potworny ból. A następnie odchodzę na zawsze. To koniec. Umieram.
***
Powietrze przeszywa głośny wystrzał armatni. Kto tym razem? Gordon, Oscar, czy Dwunastka? Moje serce przyśpiesza. Czuję, że już niedługo ta gra się zakończy. Nie ma na co czekać. Czas wyruszyć w podróż. I wtedy rozbrzmiewa głos Doloroesa Dodermana.
- Gratuluje finałowej Trójce! Wiemy, że już wszyscy mają tego dość... Dzisiejszy dzień jest bardzo ekscytujący. Tak niedawno była uczta, w której zginęły dwie, silne przeciwniczki, a teraz zmarły kolejne dwie osoby. Zapraszamy was pod Róg Obfitości - tam wszystko się rozegra.
***
Rok temu, dziewczyna urodziła mi syna. Rodzice byli zdenerwowani, że w tak młodym wieku zostałem ojcem. Też nie byłem tym zadowolony, ale bardzo pokochałem naszego Kyle'a. Bo tak go nazwaliśmy. Jest moim synkiem, bardzo go kocham. Jedynie dla niego pragnę wrócić. Matka to dziwka, która się puszcza. A ja pokochałem Carmen, którą straciłem tak szybko. Dopiero co się poznaliśmy, a ona już umarła...
***
Ruszam do Rogu Obfitości. Mam nadzieje, że spotkam tam tą głupią Rose samą, a nie z tym głupkiem, Oscarem, czy Bobym. Mam nadzieje, że Dwójka przeżyła - chcę się na niej wyżyć. A Oscar? Mi on obojętny. Jestem Gordon i dam radę każdemu.
***
Kiedy wchodzę pod lśniący Róg Obfitości, zaczynam wypatrywać przeciwników. Długo na Gordona nie czekam. Chłopak rozgląda się po otoczeniu, szuka mnie. Gdy tylko odwraca się do mnie plecami, rzucam się na niego i dźgam go w prawy bark. Chłopak łapie się za ranę i w tej chwili kopię go w brzuch. Następnie próbuje poderżnąć mu gardło, jednak z nim nie jest tak łatwo. Gordon przebija moje ramię, z którego cieknie krew, jednak takie rany na mnie nie działają.
- Witaj, Rosalie. Znowu się spotykamy. Powiem ci szczerze, że od początku zerwania naszego sojuszu ciebie szukam. Myślałem, że może wyślą, ciebie, tą słabą Dwójkę, na polowanie, a ty się mi napatoczysz i będę mógł cię szybko i sprawnie zabić. A ty tak znienacka wyskakujesz. Nieładnie... Niegrzeczna - śmieje się i czuję, że cała się gotuje.
- Zamknij się. Sam jesteś słaby. Myślisz, że do niego wrócisz, gdy już jesteś skończony. Zaraz zginiesz i już nigdy nie ujrzysz światła dziennego! 
- Haha! Jesteś bardzo śmieszna... - pozwalam mu kontynuować jego mowę. Oboje krążymy w kółko, więc mogę szybko i łatwo rzucić w niego nożem. I kto wie - może nawet zabić. Ale nie... To nie będzie takie proste. Przecież to jeden z najsilniejszych przeciwników. Najlepsza trójka. Zabijaliśmy i dzięki temu przeżyliśmy. A teraz spróbuje przeżyć jako jedyna. Muszę. Dla niego. Nagle słyszymy bieg i już wiemy, że zaraz przybędzie kolejny trybut. To na pewno nie jest Dwunastka - jest zbyt słaba i inteligentna, żeby puścić się do walki, w której na pewno zginie. Boby'ego zabiłam, więc to musi być Oscar. Żyje. Wtedy rzucam nożem w nogę swojego przeciwnika. Ten szybko przydusza mnie do ściany, nawet nie daje szansy na reakcje i wtedy orientuje się, że w moim sercu tkwi jego miecz. W następnej chwili ten pada na ziemię. Bez głowy, która turla się i wpada do wody barwiąc ją na czerwono. Słychać natychmiastowy wystrzał armatni obwieszczający jego śmierć. Przede mną pojawia się zdyszany i ubrudzony krwią Gordona - Oscar. Trybut z Czwartego Dystryktu patrzy prosto w moje oczy. Po chwili mówi zrezygnowany.
- Obiecałem, że spotkamy się w finale. Ty mi też to obiecałaś. I dotrzymałaś swojej obietnicy. Jesteś naprawdę dobrą przyjaciółką. Chciałbym powiedzieć... Że to ja pomogłem ci przeżyć, gdy nie miałaś co jeść i pić... Przykro mi, że to tak się skończyło. Że nie możesz do niego wrócić. Ale ja też mam dla kogo... Przepraszam - mówi szybko. Czyli to on.
- Dz-dziękuje... - bełkoczę. - Z-za w-wszystko. P-pozdrów g-go... o-odemnie... P-powidz A-aronowi, że go ko-kocham. Dobrze, przyjacielu?
- Dobrze. Dobrze, przyjaciółko - To ostatnie słowa, które słyszę. Wtedy powieki same opadają, a ja odchodzę na zawsze. Zawiodłam wszystkich. Przyjaciół, rodzinę, Arona i... dzieciaka. Który pewnie umrze razem ze mną. Przynajmniej będziemy na górze razem. Na zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No... To już koniec. Mimo, że blog ma bardzo, bardzo słabe statystyki to dziękuje.
Dziękuje Paulli i Kole Dżance. Za komentowanie, za to, że żyją. :P Może, gdybym bardziej zaangażował się w pisanie jego to byłoby
więcej komentujących. Ale i tak jestem dumny. Cóż. To koniec...
Inne blogi:
http://walka-o-sprawiedliwosc.blogspot.com/ - Niezgodna
http://cwiercwieczeposkromienia1.blogspot.com/ - blog o Aronie.

Szablon wykonany przez Lady Spark