sobota, 26 lipca 2014

Rozdział III - Treningi czas zacząć!

Jego zielone oczy, brązowe włosy. Siadam na ławce, obok chłopaka, którego widzę. Od razu go rozpoznaje. Zwycięzca Pierwszego Ćwierćwiecze Poskromienia, chłopak, który się załamał. A ja nadal nie pojmuje, dlaczego. Zabijanie ludzi nie wydaje się tak bardzo dołujące. Ale szkoda mi go.
- Co zwycięzca Igrzysk Głodowych robi tutaj sam? - zagaduje.
- Co taka piękna dziewczyna, jak ty robi sama w tak ciemnym parku? - obnaża swoje białe zęby. Lekko się śmieje, po czym zdaje się na odwagę. Postanawiam.
- Opowiem ci to, gdzie indziej. Zaprosisz mnie gdzieś?
Chłopak przytakuje. Znajdujemy się w miejscu, gdzie zagląda mało ludzi.
- To co dokładnie chcesz wiedzieć? - pytam zakładając kaptur na głowę.
Brakuje mi tych dni. Chciałbym, że nadal tak było, żebyśmy siedzieli rozmawiali. Łzy spływają po moich policzkach, szkoda, że go nie mam.
Wchodzę do małego pokoju bez pukania. Chcę zrobić mu niespodziankę, mam nadzieje, że się ucieszy. Ale widok, który ukazuje się moim oczom po otwarciu drzwi wstrząsa mną całą. Mark całuje się z jakąś dziewczyną. Pod wpływem impulsu podchodzę do niego, rozdzielam ich i uderzam go w twarz. 
- Rose... skąd... mówiłaś, że przyjedziesz później.
- Ale przyjechałam wcześniej. Jak widzę dobrze się bawisz. - I następny cios w twarz. Teraz nie jestem niewinną Rose, jestem zawodowczynią, która zrobi wszystko, żeby... właściwie to teraz nie mam celu. Chcę, żeby pożałował. Następny cios, i następny. Zaciskam zęby, moje ataki robią się coraz słabsze. Mam wrażenie, że płaczę, a przynajmniej bardzo tego chcę. Przestaje zaciskać zęby, cała zapłakana wychodzę na zewnątrz. Pada deszcz, lekko grzmi. Siadam pod jednym murem i zakładam niebieski kaptur na głowę. Oglądam przechodzących Kapitolińczyków, ich też z chęcią bym uderzyła. Pięści. Na arenie... mogłabym się wyżyć. W pewnej chwili podchodzi do mnie czarnowłosy chłopak, mniej więcej dwadzieścia lat.
- Ile chcesz za nockę? - pyta cicho. Patrzę na niego, jak na idiotę?
- Czy ja wyglądam na dziwkę? - pytam wstając. Wymierzam silny cios w jego twarz. On łapie mnie w pasie i zaczyna całować po szyi, próbuje ściągnąć ubrania, ale uniemożliwiam mu to kopiąc w brzuch. Jeszcze w gorszym stanie uciekam dalej. Chcę zapaść się pod ziemię.

Czternaście lat. Akademia to mój drugi dom. Noże całym życiem. Chwytam ten najkrótszy, rzucam nim i patrzę, jak wbija się w sam środek tarczy. Z tyłu słyszę śmiechy starszych. Zawsze wyśmiewają młodszych choć czasami idzie im od nas gorzej. Rzucam wściekłe, pełne pogardy spojrzenie w stronę osiemnastoletnich obywateli Dwójki.
- Buntowniczka? - śmieje się jeden z nich. Ma jasne blond włosy, niemiły wyraz twarzy i ostry głos. - Coś nowego!
- Przymknij się, Fred! - syczę do niego przez zaciśnięte zęby. Jego kilku kolegów próbuje mnie zaatakować, jednak zwinnie uchylam się przed ich szerokimi ramionami. Jestem niska, to daje mi nad nimi przewagę. Na mojej twarzy pojawia się drwiący uśmiech. Jeden z nich chwyta łuk i ku mojemu zdziwieniu celuje prosto we mnie. Rozszerzam oczy, strzała wiruje prosto na mnie. Przechwytuje ją w locie, ręka trochę krwawi. Czuję szczypanie, swędzenie. 

Biorę prysznic, myję zęby, po czym robię z włosów koński ogon. Następnie przebieram się w ubrania treningowe i gotowa do wyjścia. Wychodzę do salonu, wszyscy już spożywają posiłek. Bez słowa siadam obok opiekunki i zjadam sałatkę. Wypijam kilka łyków wody, nie chcę, żeby na treningach rozbolał mnie brzuch, czy coś w tym stylu. Kiedy wszyscy zjadają, Shana prowadzi nas różnymi korytarzami.
- Wasz mentor mówił, że macie się rozejrzeć za sojusznikami. Głównie chodziło mu o Jedynkę i Czwórkę, ale jeśli ci nie będą odpowiedni, to jakichś innych dobrych w walce. Chyba rozumiecie... - wzrusza ramionami kobieta, a my przytakujemy. W końcu się zatrzymujemy, trybut z mojego dystryktu pchnięciem ręki otwiera je i znajdujemy się w tak zwanej poczekalni. Shana zostawia nas, więc musimy radzić sobie sami. Ściany tego pomieszczenia pomalowane są na niebiesko, gdzie nie gdzie widać lampki świecące na ten sam kolor. Otwieramy następne drzwi i naszym oczom ujawnia się wielka sala treningowa. Mieści się tutaj balkon przeznaczony dla organizatorów, na którym odbywa się jedna wielka gościna. Jest tutaj bardzo dużo broni i stanowisk. Oprócz nas są tutaj jeszcze trybuci z Jedynki. Blondynka strzela z łuku, prawie za każdym razem jej strzała trafia w sam środek tarczy. Chłopak walczy toporem. Jest nas mało, okazja, żeby założyć sojusz bez obecności innych. Szybko podchodzę do dziewczyny, kładę jej rękę na ramieniu. Odwraca się w moją stronę, uśmiecham się i proponuje.
- Chcesz sojusz?
- Jasne! - odpowiada z nutą zadowolenia w głosie. Nie wygląda na silną, ale na pewno się przyda. Będzie mogła strzelać w uciekających jeśli my będziemy zbyt wolni. Razem podchodzimy do chłopaków, rozmawiają ze sobą.
- Czyli mamy sojusz? - pyta chłopiec z mojego dystryktu.
- Zgadzam się - Brunet z Jedynki obnaża swoje białe zęby. Mogłabym powiedzieć, że jest podobny do Arona. - Jak się nazywacie? Ja jestem Gordon, a to Silver.
- Rose, a to... Jeszcze się nie poznaliśmy - informuje.
- Jestem Dave - śmieje się ciemny blondyn. Przynajmniej już wiem, jak się nazywa. Po chwili do pomieszczenia wchodzą trybuci z Trójki, Siódemki i Jedenastki. Osiłek podnosi ciężką sztangę i rzuca nią o specjalną tarcze. Przełykam ślinę, na pewno będzie groźny. Bliźniacy popisują się walką na noże, oboje są rudzi i wysocy. Dwunastolatek z Siódmego Dystryktu bardzo szybko biega, trybutka posługuje się tą samą bronią co ja. Nie mogę stać bezczynnie, muszę pokazać, że jestem silna. Biorę kilka małych nożyków, zamachuje się i rzucam. Wiruje w powietrzu, wbija się w samo serce manekina. Słyszę za sobą drwiący głos.
- Jeden celny rzut o niczym nie świadczy. Myślisz, że jesteś taka silna? Zgłosiłaś się i co z tego? Zobaczymy, jak sobie poradzisz na arenie... - to bliźniaczka z Jedenastki. Już mam ochotę wyrwać jej te włosy, ale zatrzymują mnie moi sojusznicy.
- Nie warto, Rose. Na pewno szybko zginie - zapewnia blondyn.
Odpuszczam sobie i rzucam dalej. Ja chcę ją zabić! Po chwili widzimy resztę trybutów. Dziewczyna o jasnopomarańczowych włosach podchodzi do mnie.
- Mentor kazał mi poprosić was o sojusz. Chciałabym, żebyście się zgodzili jeśli to możliwe. - ma przyjemny głos.
- Ja się zgadzam, chodźmy do reszty - zachęcam ją gestem ręki. Na szczęście wszyscy mają pozytywne zdanie i jesteśmy w prawie pełnym sojuszu. Ostatni jest trybut z Czwórki, wydaje się groźny, silny.
- Chcesz sojusz? - zaczyna Gordon.
Chłopak zwraca się w naszą stronę, przez chwilę uważnie obserwuje.
- Przyjmuje
W pewnej chwili atletycznie zbudowana kobieta zbija nas w kółko.
- Jestem Bailey i nadzoruje trybutów. Zero walk bez naszej zgody, musicie ćwiczyć jeśli chcecie przeżyć. A jeśli nie... to dowiecie się na arenie - wzrusza ramionami i odchodzi. Dyscyplina. Rozchodzimy się, kątem oka spoglądam na trybutów z Jedynki. Razem z dziewczyną o jasnopomarańczowych włosach są bardzo sympatyczni! Reszta to chyba zabijanie i zabijanie. Ale nie... Gordon zaczyna zastraszać trybuta z Piątki. Skreślam go z mojej nieistniejącej listy osób, które lubię. Na razie znajduje się na nią trybutka z Czwórki, która świetnie radzi sobie z kastetami. Wydaje się być osobą bardzo sympatyczną. Niestety mało odzywa się w naszym towarzystwie i czasami wydaje się dziwna. Jednakże jako jedna z nielicznych na tych igrzyskach jako tako zachowuje się, jak człowiek. Trybuta z jej dystryktu, Oscara, jakoś nie lubię.
Później wracamy do swoich apartamentów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Blogger strasznie skraca mi posty! Ostatnio czuje się jakoś źle, nie mam czasu, wakacje się kończą. Ale postanowiłem sobie, że od początku roku będę pracował i dawał z siebie wszystko, wchodził rzadko na komputer, żeby pod koniec nie poprawiać tego ;-; Więc po rozpoczęciu wakacji możecie spodziewać się tego, że rozdziałów będzie mało, a może nawet zaprzestanę pisania. Oczywiście będę czytał pozostałe blogi i komentował! Ale jeszcze nie wiadomo! Postanowiłem sobie, że będę się cieszył z powrotu do szkoły i nie martwić się, że mam coś do poprawienia. ;-; Mam nadzieje, że nie będzie ciężko.

5 komentarzy:

  1. Hehehe ostatnio jeczalam, ze powrot do szkoly. Cholera to juz prawie za miesiac. I jeszcze liceum. Czuje sie taka stara. ;/ Ja czy sie staram czy nie mam mnostwo do poprawiania, wiec yolo. xd
    Co do rozdzialu. Fajne byly te wspomnienia. Serio wspolczuje Rose. Tez sie troszku nacierpiala, a igrzyska to szczerze jeszcze gorsze co mogla zrobic. Moze miec wyrzuty jak Aron i wgl...
    Pozdrawiam i weny! Xx
    Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wakacje są stanowczo za krótkie ;-;
    Rozdział super, bardzo mi się podoba :3
    Tą trybutka z Czwórki jest bardzo fajna. Lubię ją :3
    Rosalinka chyba nie miała zbyt fajnego życia sądząc po wspomnieniach >.>
    Weny i pozdrawiam
    Nieoficjalna :3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Zabijanie ludzi nie wydaje się tak bardzo dołujące" xD padłam.A może tylko ja mam takie stuknięte poczucie humoru ? O.O w każdym razie świetny rozdział ^.^
    Pozdrawiam:
    ~ R.

    OdpowiedzUsuń
  4. :( Rozdział świetny no ale gdy już zacząłem czytać twoją wypowiedz to taki smuteg :c . Dlaczego ? Przecież możesz uczyć się i pisać :D (choć to trochę trudne XD). Jestem na końcu więc dam najkrótszy komentarz XD Nwm co napisać bo już tu ludziska powypisywali najważniejsze rzeczy :O Tag więc.
    Bajo :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Lady Spark